Ludzie dostali totalnie na łeb. Dziś byłem w aptece. Ciul tam, że kobita farmaceutka miała maskę taką, jak się zakłada do cięcia boszem... Ciul tam, że drzwi zamknięte, okienko też i w sumie, aby coś kupić musisz się drzeć na pół ulicy, bo nikt się nie słyszy. W dupie też z tym, że jak płaciłem kartą, to terminal przystawiła do okna, ja kartę do okna i jakoś to przeszło. Ale potem, aby odebrać leki, kobita kazała przejść mi na drugą stronę ulicy, ona w popłochu wyszła (jakby gonił ją mutant z filmu "Wzgórza mają oczy"), położyła mi leki na parapecie i szybciutko weszła, zamknęła drzwi na 3 spusty i machnęła ręką, że mogę podejść i odebrać leki...
