Dzisiaj o 8:00 miałem egzamin na kategorię C w Łomży.
Na liście było 8 osób, jednak okazało się, że 4 są na C+E, a 4 na C. Jednego nie było, więc wyszło w sumie 3 osoby w mojej grupie. Egzaminator Pan Mariusz F. Jako że byłem pierwszy na liście, wylosowałem zadania dla całej grupy - parkowanie skośne i parkowanie prostopadłe tyłem. Byłem pierwszy na placu. Jeździłem Manem TGL 12.240. Zacząłem od obsługi, wylosowałem sprawdzenie kierunkowskazów i sygnału dźwiękowego. Zrobiłem to szybko i przystąpiłem do łuku. Wjechałem na łuczek, przejechałem do przodu super, ale zacząłem cofać na pół-sprzęgle. Nie zatrzymywałem się, ale jechałem raz wolniej raz szybciej. Pan egzaminator powiedział, że to błąd (chyba w obawie o i tak zjechane już sprzęgło w TGL-u, przebieg 85 tys). Drugą próbę zrobiłem zgodnie z zaleceniami. Wyszło bezbłędnie, tak jak parkowanie skośne. Robiąc prostopadłe tyłem wjechałem, zatrzymałem się a Pan egzaminator machnął mi ręką tak jakbym miał wstawić się na łuk następnemu zdającemu. No to śmiało wyjeżdżam i lecę. A tu zonk - błąd, najechanie na linię. No faktycznie, myślę sobie, przecież nie skończyłem zadania. Wyjaśniłem, że zrozumiałem jego machnięcie jako zakończenie zadania. Powtórzyłem prawidłowo i plac zdany. Chłopaki też zdali na placu.
Mapa egzaminu
Przed miastem Pan egzaminator opowiedział co i jak trzeba robić. Nie toleruje jazdy na luzie, ale też redukowania biegów przy dojeździe do skrzyżowania. Kierunkowskazy muszą być włączone sporo wcześniej a wyłączone dopiero jak całe auto schowa się w liniach po zmianie toru jazdy. Zaleca ruszać z dwójki i rozpędzać przez wszystkie biegi, a siódemki i ósemki się nie używa. Ja tam bym ruszał z trójki i śmiało można przebijać na 5, no ale jak Pan każe tak ja łażę... Na miasto ruszyłem o 9:05. Startuję z miejsca. Musiałem przejechać przez łuk, w trakcie gdy ktoś robił C+E na łuku. Kazał dynamiczniej, żeby tamtemu nie przeszkadzać. No to skręcam szybko jedną ręką, drugą zmieniam bieg, żeby zwinnie stamtąd uciec, a tu "pierwszy błąd, nieprawidłowe ułożenie rąk na kierownicy"... Wytłumaczyłem, że chciałem szybko uciec. Stwierdził, że to było na placu, więc mi nie wpisze. Podziękowałem. Łomża cała zasypana śniegiem i jeszcze padało. Dobrze i niedobrze w sumie. Na podjeździe do ronda stał zepsuty duży, więc chwilę czekałem w korku, bo Policja kierowała ruchem. Na rondzie poleciałem na Olsztyn-Ostrołękę i zaraz w prawo po skosie czyli w Nowogrodzką. Tam przepuściłem autobus włączający się do ruchu. Na końcu pojechaliśmy w lewo (uważać na stop i przejście dla pieszych, ciężarowy się tam nie zmieści za osobówką) do skrzyżowania Sikorskiego z Wojska Polskiego (niby obwodnica). Dojeżdżam do skrzyżowania i zgodnie z zaleceniami lecę na 6, a mając około 10 km/h wysprzęglam i na luz, nie zatrzymałem się do zera auto dotaczało się do skrzyżowania, bo trochę za wcześnie shamowałem, w obawie o śliską nawierzchnię. Lepiej za wcześniej, niż za późno. Słyszę "jazda na luzie jest nieprawidłowa, błąd", mówię mu, że przecież dotaczałem się do skrzyżowania i miałem już bardzo małą prędkość. "musi pan uważać, bo już jest 1 błąd na koncie". Szczerze to nie wiem jak można dojechać do skrzyżowania bez wyrzucania na luz albo redukowania... Dalej już jak dolatywałem do skrzyżowania to wysprzęglałem dopiero jak silnik zaczął telepać na szóstce... Polecieliśmy tranzytem czyli na skrzyżowaniu w prawo, rondo w lewo i później przed wiaduktem kolejowym w lewo. Dalej wszystko było dobrze, poza tym że pozwoliłem sobie zmniejszyć wiatr w nawiewie i usłyszałem "niech Pan nie przestawia tego. Proszę samemu nie decydować o nawiewach w samochodzie egzaminacyjnym". No cóż, zawsze wydawało mi się, że to kierowca decyduje o tym czy szyby są już odparowane, czy woli słuchać dmuchawy, niż silnika... Następną uwagę otrzymałem na rondzie na ul. Zawadzkiej. Wyjeżdżając z ronda przepuściłem rozpędzoną kobietę na przejściu dla pieszych. Miałem włożony trzeci bieg. Myślę sobie - zaraz się przypierdzieli, że ruszyłem z trójki. Kobieta przeszła, zmieniłem na dwójkę i ruszam... "pan nie wie co to jest dynamika jazdy, pan blokuje ruch...". No to odpowiadam, że jest bardzo ślisko i nie chcę doprowadzić do uślizgu kół dlatego robię wszystko spokojnie i powoli. Coś tam się zaśmiał prześmiewczo. Dalej po trasie wszystko dobrze, dopiero jak skręcałem z Polowej na Aleję Legionów zrobiłem kolejny błąd. Stoję i czekam do skrętu w lewo, skrzyżowanie normalne, więc muszę przepuścić. Ruszam i dojechałem do trójkątów pomocniczych czyli stanąłem od razu za przejściem i czekam na kierunku. Pomyślałem, że w razie gdybym nie zdążył skręcić to nie zablokuję całego skrzyżowania... "pan nie zna zasad ruchu, pan ma pierwszeństwo", mówię że obawiałem się, że nie zjadę ze skrzyżowania i je całe zablokuję. "proszę pana, proszę poczytać kodeks drogowy, pan w ogóle nie zna zasad. Trzeba było trochę więcej pojeździć samochodem osobowym, bo pan w ogóle nie ma doświadczenia a zabiera się pan za kategorię C. Przyjdzie pan do nas drugi raz i wtedy może się uda...". No i już czarne myśli w głowie "jak to k**** drugi raz człowieku skoro nie zrobiłem żadnego błędu, na którym faktycznie byś mnie mógł oblać?!". Dojechałem do WORD-u, Pan egzaminator stwierdził, że w ogóle nie wiem co to dynamika jazdy, blokuję ruch, ale "śnieg mnie uratował"... To tłumaczę, że jest ślisko i nie będę się narażał na zagrożenia. Odpowiedział z wielkim bólem, że mi zalicza.
Wynik egzaminu pozytywny, ale wyszedłem dość mocno zdenerwowany przez Pana egzaminatora. Nie życzę go nikomu, jak widzi że ktoś sobie w miarę radzi to czepia się o szczegóły, tak jak było w moim przypadku.
Najważniejsze, że zdałem!!!
Teraz KW, C+E i w drogę