PL – D czyli mały skok na zachód
Nostalgicznie, gdyż wielkimi krokami zbliża się dzień, kiedy zostawię fajerę, opiszę mały wyskok do Niemiec – gdzieś w okolicach początku października.
Mój cel – miasto Grobenzell, czyli praktycznie Monachium. Wcześniej oczywiście trenowałem górzyste Czechy, Słowację i trochę Madziarów, kiedy to w pewien poniedziałek w słuchawce telefonu usłyszałem: „Czy pojedziesz do Monachium?” Odpowiedź była jednoznaczna. Zarówno Actros jak i Ja na południu Niemiec jeszcze nie byliśmy, czyli kolejna pionierska wyprawa. Google maps pokazał niespełna 900 km w jedną stronę, więc umówiłem rozładunek na wtorek około południa, gdyż załadunek miał odbyć się z samego rana. Na pełnym czasie więc podjechałem do Kalisza w pierwsze miejsce załadować 2 palety mąki aby później około 3 km dalej doładować resztę – czyli 17 palet tegoż samego towaru. Do dziś, kiedy pomyśle o operatorze wózka, bramie w którą ledwo mieściła się osobówka, do której musiałem cofnąć z drogi krajowej po prawej ręce, błocie po kolana i na koniec wyciąganie mnie fadromą z tego burdelu, robi mi się co najmniej niesmacznie na żołądku. Profesjonalna firma załadowała mnie o .. 20 !! Pełen złości w sobie, udałem się w swoją stronę z mglistymi nadziejami na rozładunek następnego dnia. Przez 15 godzin pracy udało mi się załadować i dojechać lekko za Wrocław na A4 – tam też zrobiłem 9 godzin pauzy i o 9 rano zacząłem na serio pracować jako kierowca.
Złość lekko minęła ale plany miałem już bardzo mocno pokrzyżowane gdyż dograny był już powrót. Przemyłem twarz, umyłem zęby i pełen gaz, z nadzieją na dzisiejszy rozładunek (czekali na mnie). Mijałem kolejne kilometry Polskiej pseudoautostray A4, Actros ciągle na lewym pasie a czas uciekał tak szybko ;/ Dane mi było również przejechać nowym odcinkiem już pełnowartościowej A4 – wrażenie bardzo pozytywne. Na końcu A4 zjechałem na Żarską Wieś po tool collecta i po .. zakup mapy Niemiec . Krótka pauza, i teraz 4,5 godziny bez najmniejszego zatrzymywania się. Na początku niemieccy staumajsterzy i zweżkomajsterzy zrobili małe zatwardzenie do tunelu ale to na mnie nic, szybko połykałem niemieckie kilometry, do Cheimnitz poszło idealnie jak zaplanowałem, później zaczęła się autostrada A72 ….. czyli istnie „fale Dunaju.” Robur miał co robić – wydaje mi się ze było więcej niż 24tony, ale żeby jakieś specjalne wrażenie to na mnie robiło to nie mogę powiedzieć. Bez stauów, niepotrzebnych zatrzymań i innych wymysłów dotarłem do A9, gdzie za Norymbergą zrobiłem idealne 45 minut pauzy. Zostało mi 3 godziny jazdy – prawie „na styk” , modlitwa o brak stauów i wytaczam 40 ton i 430 koni dalej na niemiecki asfalt. Teraz to już w ogóle nie było przelewek, została godzina, dobijam do obwodnicy Monachium, zapalam małe światełko w kabinie – w lewej ręce kierownica, w prawej mapa, najpierw kierunek Stuttgart A99, pięknie ślimakiem na dół i but dalej, Na Stuttgart odchodzi A8, a ja dalej A99 kierunek Zurych. Teraz odwieczne pytanie – gdzie tu zjechać - zanim o tym pomyślałem ukazał się przede mną znak „Grobenzell” – kierunek w prawo i już wjeżdżałem na drogę dojazdową do miasta. Już, jestem na miejscu, teraz znaleźć firmę, zapakowałem się na shella i zasięgam porady brodatego Niemca, „Zuruck, linsk, rechst, links.” OK. zawinąłem oberka przez podwójną ciągłą, pierwsza w lewo, druga w prawo i prosto. Podjechałem pod numer, pod którym znajdowała się firma i skończyło się 10 godzin jazdy. Była godz. 20.
Miejscem rozładunku okazała się .. Turecka piekarnia specjalizująca się w wyrobie pizzy, grzecznie spytałem Turka czy rozładują jeszcze dziś .. OK. odparł, stałem na drodze, otwarłem tylne drzwi i czekam. Za chwile przyszło 2 Turków, wzięli po 2 worki 25 kilo, zamknęli mi drzwi i na cały głoś: MORGEN. Tu zaczął się pecha ciąg dalszy. Dnia następnego zaczęli rozładunek o 7 rano a skończyli o 13, nie będę tego opisywał, gdyż nie chcę po raz kolejny się denerwować, dlaczego tak długo – wkleję kilka fotek z rozładunku.
Zupełnie nieprzygotowani na rozładunek dużego auta tureccy piekarze za pomoc przy obsłudze paleciaka dali mi 10 EUR;). Jest już po południu, nareszcie rozładowany, załadunek miał być na rano, czym prędzej zamykam drzwi, powrotem na wspomnianego już wcześniej shella, kupuje tool collecta na podjazd. Nie tak źle – pomyślałem 60km autostradą do miejscowości Moosburg gdzie miałem załadować bramy garażowe. Szybki start spod shella, i za godzinkę jestem w miejscowości gdzie tradycyjnie (tym razem na Aralu) podpytuje się jak dojechać do firmy, tutaj mała dygresja – chłopak który wytłumaczył mi drogę w 100% mówił po Polsku (szok !!). 10 min później byłem na bramie firmy. Była środa godz 14:30, po raz kolejny w tym państwie usłyszałem magiczne słowo MORGEN – na nic zdały się telefony, nerwy, itp. Morgen i koniec. Cóż było robić – po staropolsku wychyliłem 2 Tyskie i poszedłem spać.
W czwartek o 8 rano zacząłem załadunek, który kończył się kaskaderskim spinaniem bram z wózka widłowego podczas rzęsistych opadów śniegu z deszczem, około 12 wyjechałem z firmy i pomknąłem w kierunku domu – ładunek ważył 10 ton co było dla mnie jedynym pocieszeniem w tej nieszczęsnej trasie. Wieczorem stanąłem ponownie na Żarskiej Wsi, pauza do rana i w piątek po południu byłem na firmie. Lekko ponad 2000 km w tygodniu będąc na Niemczech to bardzo średni wynik ale tak to wygląda jeśli załadunki i rozładunki ślimaczą się bez końca.
P.S Robur spalił 31 litrów
zdjecia i rozladunku
Pod rampa
Tutaj dokladnie widac jak musialem cofnac
Pseudo rampa tureckich piekarzy
I najwazniejsze, reczny przyrzad do rozladunku