Cytuj:
A bo w tym całym cyrku logistycznym chodzi tylko o to by pozbyć się ładunku, podpisać cyrograf i niech ktoś inny się z tym buja. Informacje drażliwe jak termin załadunku, czy inne istotne informacje są pomijane celowo by klient połasił się na taki ładunek. Wielokrotnie spotykałem chłopaków, którzy ładowali meble z łapanki ( giełdy) i byli wielce zdziwieni jak im mówiłem, że czeka ich rozładunek ręczny samemu. Każdy się zarzekał a ostatecznie dymał z tematem. Kwestia pieniędzy. Ja po tych 5 latach, gdzie starałem się być punktualny, zgodnie z awizacją i wytycznymi spedycji mam teraz całkowitą lachę. Do godziny 8 mój telefon jest wyciszony i nie odbieram, żadnych telefonów. Prócz firmowych. Życie mnie nauczyło, że wymiana rzetelnych informacji to 1 na 100 przypadków reszta to bujda na resorach. Więc szkoda mojego czasu na sadzenie komuś kocopołów. Jak już dzwoni to mówię prawdę i nie muszę potem czarować przed kimś co kto i jak bo nie mam najzwyczajniej do tego głowy.
Zlecenia są w tym momencie tak napisane, że nawet jak wychodzą takie kwasy, to zleceniodawca jest bezpieczny. U nas też jest zapis, że koszty ręcznego rozładunku są wliczone w cenę frachtu. Nawet jak się trafią miejsca gdzie już nawet drzwi nie trzeba otwierać i zadaniem kierowcy jest cofnąć pod rampę i podpisać się pod dokumentem.
Natomiast te ostatnie 2 strony można podsumować tylko jednym zdaniem, większość problemów wynika z kilku osób zamieszanych w obrót 1 ładunkiem. Giną informacje i potem wychodzą nieprzyjemności. Miałem raz sytuację, gdzie w Niemczech było święto a na rozładunku w Anglii wyszedł jakiś problem. Kierowca mi sam zasugerował, żebym zadzwonił do firmy bezpośrednio (stał na zewnętrznym magazynie), pan miło przeprosił, wyjaśnił, a rano zamiast zjeby usłyszałem ze strony spedycji, że przepraszają ale za dużo %% było grane i fajnie, ze sobie poradziliśmy. Wyobrażacie sobie taką akcje w Polskiej spedycji z milionem klauzul zakazu kontaktu z klientem?