Kolejna historia
Dobry znajomy jeździ w pewnej firmie, zjeżdżają na weekendy i szef zatrudniał skoczka, który w weekendy zrzucał i ładował auta.
Ginęły ładowarki, kable, piwo, czasem ugotował sobie obiad, kawa rozlana na łóżku, ręce w smarze odbite na szybie
Hitem było to, jak jechał w sobotę wieczorem załadować kumpla auto i chciał zabić muchę...
Gazem pieprzowym, który był schowany w drzwiach...
Położył auto do rowu... Łamiąc tylko zderzak...
_________________
STRALIS
Jeździłem, ja też jeździłem dla Jeronimo, ale Martins lepij płacił i poszedłem tam, to już dawno było, zanim Rohling kupił Suusa.