Ja to mam uczulenie na studentów dziennych. Oczywiście są WYJĄTKI ale w większości z tych których znam to zwykłe nieroby. Studiują lub studiowali po 5 lat to co im się ponoć podobało i teraz jest robota za 1320 zł na rękę albo staże za damski ch*j. A takie teksty, że się poznaje ludzi to wiecie gdzie można wsadzić. Bywały czasy, że każdy do zawodówki szedł i też się dobrze bawił i na pewno bywało bardziej kulturalnie. I tak z tamtych czasów mało kto w zawodzie robi do tej pory ale nie ma takiego bólu d*py potem jak ten co 5 lat studia i bide tłukł a potem i tak dla niego roboty nie ma. Teoretycy zasrani. Wielkie magistry po transporcie są ale z tych co spotkałem to większość umiała trasę w google wklepać z punktu a do b i dzwonić czemu tak nie dojadę ;D
Ostatnio w luźnej rozmowie z kumplem, który kończy 3 rok studiów inż. na wydziale transportu zeszliśmy na temat mojej roboty i najlepszym jego pytaniem podkreślającym jego edukację było; "A co to jest jest ta CMR-ka ?" Ręce opadały ale stwierdził, że po prostu o tym się jeszcze nie uczyli
Ja uważam, że studia powinny być dostępne tylko dla ludzi z zawodem, maturą i przepracowanym jakimś okresem w tym zawodzie. Wiadomo, nie wszystkie ale 90% tak. Dla przykładu taki wysrany inżynier budownictwa to najpierw powinien porobić parę lat na budowie, żeby wiedział jak wygląda cegła i do czego służy a dopiero potem się rozwijać w tym kierunku. Najpierw zawód a potem studia.
Mój ulubiony kawał:
Facet po studiach dostał pierwszą pracę w supermarkecie. Pierwszego dnia jego szef mówi:
– Weź miotłę i pozamiataj tu trochę.
– Ależ proszę pana, ja skończyłem SGH!
– Aaa, to przepraszam, nie wiedziałem. Więc tak: to jest miotła, a tak się zamiata.