Strona 1 z 1 [ Posty: 1 ]
Autor
Wiadomość
Post Wysłano: 11 lis 2015, 22:19

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 21 lip 2015, 12:28
Posty: 100

Witam, w tym temacie będe opisywał "swoje" trasy...
Tak, tak, tak kolejny prawofotelowiec, ale mniejsza o winkszość. Opis nie będzie sie zaczynał tak jak wiekszość w niedzielny wieczór czy w poniedziałkowy poranek. Zacznie się w... Sobotę.
Sobota godz. 06:00 dzwoni budzik, chwilę póżniej wstaje, w głowie szumią jeszcze resztki wczorajszej zabawy, ale nie jest najgorzej, robię kawe, która zmywa ze mine resztki piątkowych zabaw. Jem pakuję się i jadę... do roboty :D O godz. 07:00 punktualnie melduję się przed warsztatem, z daleka widzę już "tyra", którym w poniedziałek ruszymy w trasę, ale dziś dopiero sobota. Sobota jak to sobota - typowy dzień gospodarczy w firmie transportowej. Mycie, wymiany olejów filtrów, jakieś zakładanie opon i tak dalej... Samochodowi, którym mamy jechać poświęcam trochę większą uwagę, myje dokładniej, sprawdzam olej, płyn chłodniczy, płyn do spryskiwaczy i rózne inne potrzebne rzeczy. Tak upływa mi calutki dzień, o 22:30 warkot silników cichnie a klucze lądują na swoje miejsce. Z szefem siadamy na ławce przed warsztatem i pijemy pifko a potem drugie. Rozmowy okołotransportowe czyli w sumie o dupie maryny. Rozliczamy się i każdy idzie w swoją stronę, po drodze telefon do ukochanej, póżna kolacja w domu i do łóżka.
Niedziela cały dzień smażing i leżing wieczorem spotkanie z lubą i pożegananie (ona idzie na pielgrzymkę a ja jadę w trasę) powrót do domu i spać. W sumie wogóle nie związane z trasą no, ale napisze żeby luki nie było :D
Poniedziałek pobudka o 4:00 śniadanie, kawa fajek i już jedziemy w stronę klamota, 05:00 kraj rozpoczęcia i jazda... Właśnie czym my wogóle jedziemy? Bez szału Szrajlis AeeS II pincseta, nie jest to cud techniki, ale koła się kręcą :D Dokąd jedziemy? Pierwszy cel to Łuków do, którego wieziemy stal załadowaną w piątek na Śląsku. Po drodze multum tandemów, chłodni i szmat na rejstracjach wiadomych wkońcu zbliżamy się do stolicy polskiego transportu. Dojechalim cali i zdrowi, cofanie na hale rach ciach pach i już zdjęte. Dokumenty same do nas przyszły :D Teraz trzeba namierzyć jakiś sklep aby kupic najpotrzebniejsze artykuły spożywcze (głównie piwo). W międzyczasie dostajemy adres kolejnego ładunku. Jest nim wapno w bigbagach. Kilkanaście kilometrów podjazdu i jesteśmy. Na zakładzie co drugie użyte słow to nieśmiertelnie "paaaaaanie!" Wszystko wokoło razem z pracownikami jest białe (co wygląda dość komicznie) przez głowe przebuiega tylko jedna myśl "kyrwa w sobotę myłem samochód" Dzięki baaaaardzo wolnej jeździe wyjeżdzamy w stanie "jako tako" lekko ukurzeni. Teraz dzida na płock i ambitny plan żeby dojechać na 4:30 zobaczymy co pokaże droga. Dobijamy się do dwójeczki i nią pedałujemy w stronę stolycy. Na kochanej stolicy jak zwykle tracimy w opór czasu i dojechanie na 4:30 staję się coraz mnie realne. Po przebiciu sie przez Warszawę chwilę lecimy w stronę Gdańska a potem odbijamy na krajową dziesiątke. Droga bardzo sentymentalna. Pierwsze trasy z tatą do Szczecina, nawet nie liczę ile razy tam bylem przez te 11 lat, ale to bylo dawno szkoda, ze juz sie skonczylo. Koniec tych wspomnień trzeba wrócić do rzeczywistości. Rzeczywistość jest taka, że na styk dojechalibyśmy na miejsce, ale nie ryzykujemy i kilkanaście kilometrów przed miejscem doocelowym stajemy na 45 min. pauzy. Ja odgrzewam sobię żurek ugotowany w niedzilę a mój kompan jak zwykle chleb z kiełbasą :D na mikejsce dolatujemy bez problemu, ale niestety dziś już nie rozładujemy. Otwieram pifko i szukam w lodówce jeszcze jakiegoś doładunku dla żąłądka. Wynik? chleb z kiełbasą :D Zjadłem wypiłem i nawet nie wiem kiedy usnąłem na siedzeniu. Kompan poległ na łóżku. Obudził mnie telefon od ukochanej. Gadka szmatka ciężko, gorąco itd. (zachciało sie babie na piechote do Częstochowy gonić :D) Pije drugiego browara, zamykam szrajliska i idę w kimono...
Dzień drugi

Dzisiejszej nocy wyspałem się wyśmienicie. Wstaję o godz. 06:00, ale wstaję sam. Mój kompan a zarazem głowny dowodzący całym majdanem śpi sobie w najlepsze. "Ty masz się tu czegoś nauczyć a nie tylko leżeć z nogami na szybie i pić piwo" ot i całe jego motto przewodnie. No cóż jestem zdany na siebie. Standardowy rytuał poranny kawa, fajek śniadanie. Rozpinam bok, zdejmuję deski i ściagam pasy. Przed siódmą wszystko jest gotowe do rozgruzki. kilka minut po siódmej pojawiają się pierwsi pracownicy, któryz zaczynają dzień tak samo jak ja :D Mi się nie śpieszy, jest dopiero wtorek. Podjeżdża wózkowy ja wskakuję na naczepe i tylko zaczepiam uszy big-bagów o widły, sprawna akcja i już o 8:00 zamiatam naczepę, deski lądują na swoje miejsce, plandeka zasunięta, pasy w paleciarze. Teraz tylko szybko się odmyć i moja rola jak narazie się kończy. Kiedy wracam do samochodu Stachu (tak go nazwijmy) dopiero podnosi się z łóżka. Stachu już zaczął wyciągać ubrania do rozładunku - jakie było jego zdziwienie gdy dowiedział się, że już wszystko skończone :D Już wczoraj dostaliśmy adres kolejnego ładunku - tym razem padło na Gdańsk a dokładniej na terminal kontenerowy DTC. ładunek mamy z Włocławka. To jakieś agregaty chłodnicze w skrzyniach ze sklejki drewnianej do jakiegoś afrykańskiego kraju. Po dojechaniu do Włocławka, trudnawy wjazd na plac, otworzyć jeden bok, załadować, zamknąć bok i na urząd celny. Na urząd celny rzut beretem, tam odstoimy lekko ponad godzine. Jest już blisko południa i słońce zaczyna mocno grzać (trasa miała miejsce w czasie tych wielkich i długich upałów, które nawiedziły Polskę) Obok nas stoi jakiś TYR z Rumuni a w nim para coś ala Snajper i Hela :D z tym, że oni zamiast krzyczeć i srać żarem o tachograf to wbrew mojej woli zapoznawali mnie z twórczościa rumuńskich artystów wykonujących muzykę nieznanego gatunku :D Wkońcu wyruszamy w drogę do Gdańska. Droga jak to droga nic ciekawego się nie działo. Kilometry uciekały, słońce schodziło coraz niżej, tylko nasza wskazówka na prędkościomierzu jakby nie mogła albo nie chciała schodzić tak nisko jak słońce :D po drodze pauzen machen i powtórka z dnia wczorajszego - żurek. Pojedzone poleżane pora ruszać. Teraz już na strzała do Gdańska. Wjazd do Gdańska w pełnym stylu - lata 80-te szyba w dół i zimny łokieć :D Zajeżdżamy na parking. Szybki wywiad i dostajemy 2 informacje jedną dobrą drugą złą. Zła jest taka, że dziś nie rozgruzim a dobra to taka, że 2 kilometry z parkingu jest plaża. jem kolację, biorę piwka z lodówki i niczym na wakacjach idę poleżeć na plaży. Kilka zdjęć pościk na fejskiku i takie tam. Piwo się kończy! Wracam po kolejne dwa. Po niedługiej chwili znów jestem na plaży a że była godz. 21:00 w oddali zdało się słyszeć muzykę... Hmmmm o co tu chodzi? Ja kompletnie nie zorientowany w terenie nie wiedziałem, że jest tam cały kompleks jak bary, dyskoteka itp. Wszystko nazywa się Gdańśk - Stogi. Tam też od słowa do słowa poznaję 3 koleżanki, które pozdrawiam :D Dyskoteka, tańce, pifko pararara. Humor coraz lepszy i lepszy aż wkońcu... Koleżanki muszą iść do domu. Ja też wracam do "domu" przez las, po ciemku, na nieznanym terenie, dosyć wesolutki. Ogólnie lubię takie akcje :D Do samochodu dotarłem w całości. Rano było gorzej...
c.d.n


Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Strona 1 z 1 [ Posty: 1 ]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Przejdź do: