Cytuj:
Tak się składa że mój tato, bodajże w 96 albo 97 kupił używanego Jelcza z '86. Kilka lat później kupił Volvo F10 z tego samego roku. Pomiędzy oboma autami była po prostu przepaść. Jelcz 200 koni vs 320 w Volvo, 5 biegów vs 8 z połówkami. Nagrzewnica która grzała tylko po stronie kierowcy vs klimatyzacja kabiny. Do tego ABS w Volvo i ogrzewanie postojowe. To, przepraszam, ale z czym nasi inżynierowie chcieli konkurować? Pamiętam też jak w 97 przyjechał ze znajmomym jego kolega do nas, nowym Mercedesem Actrosem MP1. To co tam zobaczyłem, a to co widziałem na codzień w Jelczach, Starach i Liazach to był jakiś kosmos. Ojciec do ten pory ma beke jak słyszy że ktoś miło wspomina Jelcza.
Ja jestem z tych co za gnoja jeździli trochę z tatą Jelonem i Starem.
Zmiana choćby na Renault R340 to była przepaść.
W Jelonie to nagrzewnica za fotelem/stołkiem kierowcy, która żeby grzała to trzeba było manualnie pokrętłem tak ustawić roletę na chłodnicy, żeby silnik miał chociaż te 70 stopni, silnik przy 70km/h ryczy, skrzynia gdzie biegi wchodzą losowo, generalnie nie ma nawet co porównywać.
Pojęcie komfortu jazdy nie istniało, a ile to paliło to np ja nie wiem, bo wtedy paliwo było tanie, a jeździło się za taki piniondz, że nikt nie patrzył czy pali 30 czy 40l/100km.