Winter holidays 2010 in route
Kolejna trasa by damii08 tym razem z Południa Polski na Zachód czyli Niemcy później na Północ na Beneluxa i z powrotem na Polskę Południową
PL – D – B – NL - PL
Dzień 13 lut 2010 (sobota)
Ferie czas zacząć. Jednym się skończyło dobre, a innym się zaczęło w tym i mnie. Więc czas ruszać w podbój Europy razem z Tatą i Mercedesem.
Do rzeczy.
W piątek postanowiliśmy, że ruszamy w sobotę o 7.00 z domu gdyż załadunek mamy o 9.00.
Sobota – godzina 6.00 budzi mnie dźwięk budzika w telefonie więc wstaje szybkie jedzenie i kawka, tata już gotowy więc pakujemy się do naszego wysłużonego Poloneza i na bazę. Trasa zapowiada się na około, 2 tyg. więc jedzenia było trochę do zabrania. Z domu wyjechaliśmy coś po 7.00 wraz z całym ekwipunkiem czyli ciuszki pasza itd. Po wypakowaniu wszystkiego pora ruszać w drogę na załadunek do Głuchowa ale niestety były małe problemy z ruszeniem z placu jeszcze tankownie bo kotły puste i na załadunek wpadamy dopiero koło 10.00. Wpadamy na wagę i zaraz podjeżdżamy pod rampę, obawialiśmy się, że trzeba będzie zakładać łańcuchy, bo kolego ładował wczoraj i zakładał, ale wszystko poszło bez problemowo i po 20 min jesteśmy załadowani. Panowie wózkowi zarzucili nam 21000 ton zniczy, z którymi jedziemy, do Ehingen pod Ulmem (D) teraz obieramy kierunek Zgorzelec cały czas przemierzając autostradę A4. Przed Bochnią mijamy się z kolegą z firmy (takie spotkanie na trasie), który też ciągnie Actrosem o roczek młodszym, natomiast w Bochni zabraliśmy kolegę, drivera który chciał się dostać do Katowic na Stawy – dokładnie jechał do dziewczyny, bo przygotowuje się do ślubu. Droga do pierwszej pauzy 45 na Orlenie za bramkami w Krakowie przebiegała całkiem fajnie oczywiście nie obyło się bez koreczka w Łapczycy, zrobiliśmy kawkę papu i czekamy - kierowca przesiadł się do innego kolegi PZ. Po wykręceniu krótkiej pauzy ruszamy dalej w kierunku na Zgorzelec dokładnie Żarska Wieś Bp. Po dotarciu na bramki w Katowicach i postaniu chwilkę w koreczku podróż przebiegała całkiem fajnie. Warunki pogorszyły się strasznie przed górą Św. Anny była mała ślizgawka i śnieg dawał ostro, po zjechaniu już wszystko wróciło do normy. 60km przed granica zajeżdżamy napoić konie na BP w Krzywej - kotły zalane pod korek więc ruszamy. Teraz kierujemy się na BP Żarska Wieś zjazdem na Żagań gdzie postoimy nie pełnego, weekenda do północy w niedzielę. Jeszcze przed postojem postanowiliśmy umyć zestaw – brudnym na unię wstyd, a czysty nie był za bardzo.
Coś koło 21.00 stajemy w rajce i świętujemy do poniedziałku.
Od startu z bazy licznik wybił 624km
Dzień 14 lutego 2010 (niedziela)
Jak to na długiej pauzie śpimy aż się wyśpimy. Wstaliśmy coś koło 9.00 małe mycie jedzonko coś do przepitki i idziemy do Spara po świeże pieczywo itd.Po chwili zastanowienia wziąłem się z tatą za sprzątanie kabiny – jak by nie było drugi dom. Teraz przyszedł czas na przetestowanie nowego sprzętu, jakim jest Tuner na USB telewizji cyfrowej i analogowej i jeszcze tam różnych rzeczy zdjęć, ma też możliwość nagrywania filmów. Okazało się, że sprzęt jest bardzo dobry – zakup był udany. Gorąco polecam. Koło godziny 14 idziemy do Baru wchłonąć obiadek gdyż nie mieliśmy chęci do upikcenia czegoś samemu. Po obiadku tata wyskoczył na dach Kogelki zwalić lód, który powstał po zamarznięciu wody z myjni. Później krótki film na dobranoc i legamy na pryczę i śpimy do jutra do godziny 00.30.
Stoimy tam gdzie zaparkowaliśmy wczoraj
Dzień 15 lutego 2010 (poniedziałek)
Tak jak było w planie wstajemy o 00.30 choć nie było łatwo robimy jedzono kawka idziemy na BP do toaletki i na myju myju. Ruszamy coś koło 1.40 na rozładunek do Ehingen (D). Jechało się całkiem fajnie tylko na A72 troszkę górki trzymały podobnie jak na A9 ale Mesio dał sobie bardzo dobrze radę z tymi 21 tonami. Czas do pierwszej pauzy zbliżał się nie ubłaganie i równiutko na 4.30 dochodzimy na parking na A9 ja robię jakieś papu i kawkę i po 1h wyjeżdżamy z powrotem na A9 i kierujemy się na A6, a później na A7. Na A6 jak to na A6 jeden wieki zakaz wyprzedzania i jedziemy sobie pod 8 dyszek niestety, ale chwila moment i już można jechać swoje, chociaż my i tak nie nagonimy, bo Mesio zblokowany jest na słabe 88, przez chwilkę padał śnieg, ale bez wpływu na warunki drogowe i było strasznie ciasno dopiero po zjeździe na A7 rozluźniło się. Po fajnych jazdach po autostradach pora na 40km przejażdżkę po Niemieckich landówkach. Coś po 11.00 wpadamy na logistykę Schleckera i tak jak spodziewaliśmy się na placu stoi pan Marek z firmy Mesiem Truck of the Jear 2004 który robił weekend już pod firmą. Zajeżdżamy na parking tata idzie z papierami i przychodzi razem z panem Markiem do naszego Mesia na rozmowę. Rozmowa trwała ledwo 5min gdyż przerwał ją huk, który aż zaruszał naszą kabiną myśleliśmy, że to coś u nas może szczeliła opona albo poducha, ale nie. Nagle kolega wypatrzył, że za nami stoi Niemiec tandemem, w którym zaczyna palić się przyczepa momentalnie zrywamy się z siedzeń i biegniemy zobaczyć. Patrzymy a tam prawdopodobnie od hamulców zaczyna się palić przyczepa i to właśnie ten huk był wywołany wystrzeleniem poduszki, która nie wytrzymała ciśnienia. Ale nic oglądamy całą sytuacje podobnie jak kilku Niemców, a Niemiec radzi sobie sam, ale nie na długo, bo zaczyna się coraz bardziej palić i sytuacja wymaka się z pod kontroli najbardziej obawialiśmy się wystrzelenia opony. Tata Marek razem z kolegą Markiem wkraczają do akcji panowie z Schleckera donosili gaśnice na bieżąco i działali coś z 1.15h aż nie przyjechała Feuerwehr. Prawdopodobnie przyczyną było przegrzanie się hamulców i łożysko czy piasta nagrzały się do czerwoności i gaszenie gaśnicami niczego nie dawało. Jak przyjechała straż to dalej przez 2h gasili bo cały czas się paliło – tak to jest jak guma się zapali. Podsumowując akcja trwała z 4h gaśnic poszło coś koło 20 i jak by nie kierowcy z firmy Ros-Sweet to spaliłaby się cała logistyka Schleckera, Niemcy przyglądali się po to by chyba potrzymać ogień. Wrócę do nas, więc rozładowaliśmy się i udaliśmy się na pobliski parking razem z panem Markiem i czekamy do jutra. Teraz parę filmów i spać.
Od startu z Żarskiej Wsi zrobiliśmy 652 ( całkowity 1276km)
Dzień 16 lutego 2010 (wtorek)
Tata wstał coś po 6.00 przepalić maszynę bo wczoraj laptop trochę sobie pochodził i okazało się że temperatura wynosi -11^C ale nie było problemów. Auto pochodziło coś z 1,5h i my wtedy grzejemy wodę, na myju myju. Po szybkim odświeżeniu pora na małe, co nieco wybór padł na jajeczniczkę z boczusiem. Po jedzone, więc teraz czekamy na odzew od spedycji i mamy nadzieję, że nie będziemy stali na dwa auta do środy. Niestety nasze obawy się sprawdziły i jednak tylko my stoimy do środy, bo pan Marek ma załadunek. Już prawie przygotowaliśmy się do spóźnionego obiadu, a tu dzwoni służbowy telefon i mówi, że mamy załadunek na jutro, a adres wyśle sms. Załadunek mamy w Owingen (D) prawie pod Szwajcarią dokładnie przy jeziorze Bodeńskim – podjazdu mamy 87km samymi landówkami. Ruszyliśmy coś po 16.00 i jedziemy sobie spokojnie zwiedzając Niemieckie miasteczka aż tu nagle mamy skręcać w lewo w pewnym miasteczku, a tam droga zamknięta przez strażaków ale tata się pyta czy przejedziemy i zaraz odtarasowali drogę okazało się że był tam festyn organizowany przez straż. Coraz bliżej załadunku a tam coraz większe góry i śniegu przybywa. Postanowiliśmy, że jedziemy pod firmę i była to słuszna decyzja, bo firma nie była ogrodzona żadnych bram, więc wjechaliśmy na parking i stoimy do jutra.
Od startu z Ehingen 87 (całkowity 1363km)
Dzień 17 lutego 2010 (środa)
Budziki zaczynają dzwonić o 5.00 więc czas wstawać robić śniadanie itd.. O 6.15 jesteśmy gotowi i mamy nadzieję że firma pracuje od 7.00 bo już powolutku zjeżdżają się osobówki. Tata idzie z papierami i mówią żeby się podstawić pod rampę i o 8.00 coś się ma dziać ale okazało się później że i tak z tego nic bo towar nie gotowy, a spedycja jak zawsze nic nie wie - więc czekamy do 13.00. W czasie oczekiwania na załadunek robimy obiad wybór padł na mięsko przyrządzone w domciu i zapakowane w słoiki do tego ogóreczek i ziemniaczki wraz z przepitą. Tak jak powiedzieli podjeżdżamy pod rampę o 13.00 i ładujemy krzesła obrotowe mamy ich około 50 zajmują jakieś 2 pola, a waga to 3,650kg. Około 13.45 startujemy do Belgii do miasteczka Mechelen wyżej Brukseli. I niestety w Stutgard wjeżdżamy w godzinach szczytu i tracimy troszkę czasu później trochę na górkach nas przytrzymuje zakaz, ale nie było źle. Pogoda również się popsuła cały czas kropi. Po przejechaniu Stutgardu już jechało się fajnie cały czas opór. Jeszcze na Shellu idziemy kupić winietę tak na 3 dni. Po wjechaniu na Belgię wyprzedził nas Polak, który jeździ w GLSie i porozmawialiśmy chwilę na radiu, a później zjechał z nami na pauzę tylko, że on pojechał, a my już zostaliśmy stać do jutro do około 8.30 - do rozładunku zastało nam 30km. Ledwo zgasiliśmy motor a już jakiś pedał zaczął się kręcić koło auta z latarką później podjechali autem i obserwowali ale dali sobie spokój.
Od startu z Owingen 706km (całkowity 2069km)
Dzień 18 lutego 2010 (czwartek)
Tak jak pisałem wyżej ruszamy o 8.30 i wjeżdżamy prosto w stau 4 pasy zawalone totalnie ale nie było źle nawet poszło. Równo o 9.10 wjeżdżamy na miejsce docelowe i podjeżdżamy pod rampę i coś po 20 min jesteśmy zrzuceni. Jako że wczoraj dostaliśmy adres załadunku to ruszamy od razu, dokładnie mamy 2 miejsca załadunku w Rotterdamie do nas do firmy jakieś orzechy i nasionka, jako że z tych 2 miejsc nazbiera się tylko 3 palety to musimy jeszcze coś doładować, ale to już później. Do pierwszego mamy coś koło 120km, a drugiego nie sprawdzałem. I dale pech, bo trochę przytrzymał nas Ring, Antewrpien ale praktycznie nic nie straciliśmy. Po załadowaniu 2 miejsc dostaliśmy adres załadunku teraz znowu jedziemy na druga stronę Rotterdamu na firmę HDW Nederlands załadować maszynę, a dokładnie wózek samojezdny nożycowy z tego co nam wiadomo ładunek mamy do Wojnicza koło Tarnowa – i smutna wiadomość rozładunek w poniedziałek. Zajeżdżamy na firmę i powiedzieli, że ładujemy dopiero o 16.00 ale wzięli nas o 15.00 i o 16.00 jesteśmy gotowi, jeszcze tylko spiąć maszynę i można ruszać. Jeszcze jak staliśmy pod firmą pracownik wyprowadził na pole taki dość spory wózek tata mówi, że pewnie weźmiemy coś mniejszego bo już raz ładował takie cuda tylko że od Królowej, a wzięliśmy właśnie jego. Waga coś koło 7ton, więc cały ładunek na Kogelce to 10ton – Mesio nawet nie poczuje. Po ogarnięciu wszystkiego ruszamy w stronę Utrechtu i tak jak myśleliśmy w tych godzinach będzie jeden wielki stau i tak było – jazda wyglądała tak, że raz jedziemy, a raz stoimy. Sytuacja poprawiła się dopiero 100km (dokładnie nie pamiętam) przed granicą i tabliczkę Bundesrepublik Deutschland przekraczamy o 19.05. Wybiła 20.00 więc stajemy na pauzę na dzikusie, jako że idziemy na dychę zostało nam 3h jazdy więc dolecimy gdzieś w Hanower. Jest godzina 22.00 i o parking będzie ciężko to granicz wręcz z cudem ale udaje nam się stanąć na 3 parkingu przez który przejechaliśmy, przytulamy się z boku i koczujemy do jutra.
Od startu w Mechelen 621km (całkowity 2690km)
Dzień 19 lutego 2010 (piątek)
Punkt 6.00 wstajemy na płaską podłogę Mesia. Po ogarnięciu wszystkiego ruszamy o 7.45 w stronę miedzy (Olszyna). Teraz na Berliner Ring później odbijamy na A13. Na 115km A2 była łapanka coś z 4 wozy, BAG ale jak to swoją produkcje zatrzymać. Po drodze na Olszynkę wypatrzyłem kolegę z firmy, który kręci pauzę, od razu dzwonimy do kolegi, o której rusza i okazało się, że za 15min. My stajemy na Aralce przed PL wykręcić pauzę i akurat kolega nas dochodzi i jedziemy dalej razem. Na Olszynkę wpadamy o 14.00 i dalej jazda. Stajemy jeszcze na tankowanie. Jedziemy sobie Adolf Hitler Strasse a tu nagle policja zablokowała Authobane, ponieważ wyciągali jakąś cysternę i policja puściła cały ruch na jakiś śmieszny objazd przez Żagań, Żary i na Iławę, a tam praktycznie same wiadukty 3,70 nigdy nie jeździliśmy po tych stronach więc trochę nas to zszokowało co ta nasza policja wyrabia. Objazd jak to w PL totalna porażka nadłożyliśmy 40km i straciliśmy ponad 1h jazdy, a wyjechaliśmy tylko 10km dalej na Authobane. Po przejechaniu najlepszego odcinka autostrady w Europie nareszcie wjeżdżamy na równy teren i można nad czymś pomyśleć. Wymyśliliśmy z panam Grześkiem, że zjeżdżamy na obiad na Bp w Krzywej – zjedliśmy schabowego plus dodatki i dalej opór. W dzisiejszym dniu dolatujemy na parking w Katowicach Wirek z nowymi pompami i stoimy na nim weekenda bo zrzuta dopiero w poniedziałek rano niby ma być o 7.00 jak chłopaki będą w stanie się zebrać z rana na Biedronce, a dokładniej firma która rozbudowuje magazyny bo ta maszyna to dla nich.
Od startu z Hanoweru 797 (całkowity 3488km)
Dzień 20 lutego 2010 (sobota)
I niestety zaliczyliśmy kolejnego weekend tym razem w Katowicach na Wirku. Mieliśmy wracać wczoraj do domu razem z panem Grześkiem i zostawić wóz, ale postanowiliśmy, że zostaniemy. Później też wracało 2 kolegów z firmy, ale i tak zostaliśmy stać weekenda. Jedzenie się powoli kończy, ale najważniejsze już się skończyło, czyli chleb, a bez chleba to jakoś kiepsko. Ja poszedłem pod prysznic a tata poszedł nabrać wodę i przy okazji kierownik parkingu zaprowadził tatę do sklepu w Rudzie Śląskiej. Ja po prysznicu chlebuś i inne przysmaki już są, więc można żyć. Zrobiliśmy kolację i pora oglądnąć skoki na dużej skoczni. Po obejrzeniu skoków pora na iść spać.
Stoimy tam gdzie zaparkowaliśmy wczoraj
Dzień 21 lutego 2010 (niedziela)
Dzień zaczynamy tak jak byś my przebywali w domciu. Śniadanie obiad kolacja i różne słodkości. Jako że w kabinie już za ładnie nie było i już nie dało się patrzeć na ten bród to grzejemy wodę i myjemy podłogę później pora na deskę szyby itd.. Kabina czysta, więc można mieszkać jak w domu. Przed snem oglądamy kilka filmów i na dziś to wszystko pora legać na pryczę, bo jutro już nie pośpimy do 8.00 tylko trzeba wstać koło 3.00.
Stoimy tam gdzie wczoraj
Dzień 22 lut 2010 (poniedziałek)
Oj jak to ciężko po weekendzie zebrać się o 3.00 ale jakoś daliśmy radę. I standard śniadanie myju myju i jeszcze obowiązkowo wejście na dach i zwalenie lodu, bo chwilę kropiło później sypał śnieg później przyszła odwilż, a dziś w nocy -5^0 i wszystko zamarzło – a nie chcemy odpowiadać za śmierć. Jest godzina 5.30 w stronę Rzeszowa mały ruch za to gorzej w drugą stronę i na biedronkę, a raczej przed biedronkę wpadamy o 6.15 i czekamy do 7.00. Przed 7.00 jeszcze dzwonimy do gościa z firmy budowlanej czy nic się nie zmieniło okazało się że nie. Mija już 7.00 i przychodzi do nas kierownik i mówi że jest problem bo na tym bałaganie nie ma miejsca na zrzutkę i prawdopodobnie zrzucą nas gdzieś na drodze. Godzina 7.30 na horyzoncie widać dźwig ale gościu dał plamę i pojechał od góry i nadział się na kolejkę która czeka na załadunek i zajęło mu to tylko 45min. Po dotarciu dźwigu na budowę dzwoni telefon że jednak zwalamy na budowie więc podjeżdżamy ustawiamy się pod dźwig zsuwamy dach i jeden bok odpinamy pasy i teraz do akcji wkracza operator dźwigu. Po 30min jesteśmy zrzuceni i wyjeżdżamy z tego bałaganu – jeszcze takiego zamieszania to nigdzie nie widziałem. Teraz jedziemy do firmy Ros-Sweet Łańcut i mamy problem, bo nie wiemy gdzie jest, ale na CB podpowiedzieli. Koło 13.00 wpadamy na bazę i dalej problemy bo na całym placu ubity śnieg i zakopał się wózek ale się udało po 15min walki, później już po zrzutce my mamy problem z ruszeniem gdyż guma się nagrzała i podtopiła sobie śnieg i stoimy, dopiero podkładanie łańcuchów pod koła i podstawienie się fadromą (wózkiem widłowym) pod tył pomogło. Jako że tata idzie na urlop do końca tygodnie auto weźmie inny kierowca pan Antek, którego Mercedes ma problemy ze sprzęgłem i dlatego ta zmiana. Pan Antek już jest, więc jedziemy na drugą bazę w Markowej gdzie odepniemy naczepę, a kolega pojedzie samym konikiem z powrotem do Łańcuta podpiąć inną naczepę dokładnie Kroniumkę dwu poziomową. Po wypakowaniu wszystkiego oddajemy, Mesia w ręce pana Antka, który leci na Niemcy, a my do domu na domowy obiadzik z rodzinką.
Od startu z Wirka 280km (całkowity 3795)
To by było na tyle. Trasa była planowana na dłużej i miały być Włochy ale tak to czasami jest.
Podsumowanie:
Zestaw: Mercedes-Benz Actros MpII 1844 MegaSpace + Kogel Max
Przebyte państwa: Polska, Niemcy, Belgia, Holandia
Przebieg w km: ok. 3800 km
Nawigacja: AutoMapa 6.1, TomTom 6 (zabytek), PC Nawigator Truck 8
Zdjęcia może szału nie robią bo pogoda ładna nie była cały czas coś leciało z góry i ja też fotografem nie jestem w sumie dobrze że i tak miałem aparat który pożyczyłem od ciotki - Wielkie dzięki. Opis jest jaki jest ja pisarzem nie jestem wiec jest tak.
Dzięki wszystkim za poświecenie czasu na obejrzenie kilku zdjęć wraz z opisem.
Pozdrawiam damii08 !
|