13.04.2006
Zadzwonił telefon-za godzinę w hurtowni mrożonek na ul.Sycowskiej.Aparat w rękę i na autobus.Żeby tam dotrzeć musiałem przemierzyć całe miasto bo hurtowni mieści się na peryferiach.O godz.12.40 dotarłem do taty.Auto stało już przy bramie.Gdy wsiadłem do kabiny tata uświadomił mnie,że jest już rozładowany i zostało nam jedno miejsce-hurtownia lodów i mrożonek przy ulicy Czarnkowskiej.Więc w drogę...!Po drodze,w pobliżu naszgo domu zatrzymaliśmy się aby spożyć jakiś mały obiadek wyniesiony przez mamę na parking.Fotki z parkingu są w mojej galerii.Z postoju ruszyliśmy o 14,15.Do naszego celu kierowaliśmy się drogą nr,,92".Oto zdjęcia z trasy...
Na miejsce dotarliśmy o 14.30.Rozładowywać zaczęli nas o 15.00.Było tego nie iele bo tylko 12 palet.Jednak swoją wagę to miało bo były to mrożonki.Zdjęcia z miejsca rozładunku...
Rozładowani byliśmy o 16.00.Telefon do dyspozytora i decyzja o pojechaniu na myjnię.Z Czarnkowskiej pojechaliśmy do Tarnowa Podgórnego umyć zestaw.Po drodze mijałem serwis Iveco,Renault,Scania,Volvo i fabrykę Mana.Zdjątka z drogi...
....i z myjni...
Umyli skład o 16.50.Z tamtąd pognaliśmy do bazy odległej o 40 km od myjni.N bazie tata oddał dokumenty,pobrał nowe,zatankował i zrzucił palety.Zdjęć nie ma bo mi bateria siadła.
Z bazy wyjechaliśmy o 18.30.Kierowaliśmy się drogą nr,,11" w kierunku Poznania.Zaparkowaliśmy auto na parkingu i poszliśmy do domu.
14.04.2006
Pobudka o 6.00!Na godzinę 9.00 mieliśmy awizo na załadunek w Jargoniewicach.Z parkingu wyjechaliśmy na krajową ,,5",którą dojechaliśmy do samego miejsca rozładunku.W trakcie jazdy niestety padał deszcz co uniemożliwiło mi robienie zdjęć.Jednak po przejechani Stęszewa wyszło słońce,a deszcz przestał padać.Od tego momentu robiłem zdjęcia.Oto one...
...a tutaj auta przed bramą...
W Jargoniewicach byliśmy o 8.30.Portier poinformował nas,że 4 minuty przed nami po ten sam ładunek wjechało Volvo z ELKORU.Więc 1,5h z głowy.Zjedliśmy drugie śniadanie i posprzątaliśmy w kabinie.Minęło 2 godziny.Tata [poszedł dowiedzieć się co i jak.Okazało się,że zabrakło ładunku i załadują popołudniu.Więc czekaliśmy...!!Minęła 13,14,15/!Wkońcu podjechał czarny mercedes,z którego wysiadł prezes tego bałaganu.Poinformował nas,że zaraz poproszą o podjazd pod rampę.Uspokojeni tym,odpaliliśmy silnik i czekaliśmy.15,20,30 minut i nikt nie przychodzi.Wkońcu przyszedł ochroniarz i powiedział,żę załadują nas nad ranem bo zaczynają przepakowywać ładunek.Cały dzień stracony.O 22.20 poszliśmy spać.Godzina 2.30.Ktoś uderza pięścią w drzwi.Jeden z pracowników kazał nam wjechać na zakład.Załadowaliśmy się o 3.30.Ładunek,którym była cebula mrożona w kostkach dociążał auto do łącznej masy 40 500 kg co wykazała waga.Wyjechaliśmy z firmy o 4.00.Do ,,piątki" i na Poznań.Była już sobota,więc pojechaliśmy na bazę.Zdjęć z drogi nie mam bo padał deszcz.Po drodze zatrzymaliśmy się na śniadanko w domu.Oto zdjęcia z postoju..
O 7.00 pojechaliśmy na bazę.Niestety znowu nie mam zdjęć bo tym razem padało.Deszcz padał dookoła Poznania ,a w samym Poznaniu nie.W Maniewie byliśmy o 7.30.Odstawiliśmy auto i pojechaliśmy do domu.Samochód stoi do poniedziałku na bazie,a tata odpoczywa.W przyszłym tygodniu jedzie do GB.Łącznie zrobiłem z tatą 186 kilometrów.Wiem,że opis nie jest długi jak i trasa ale zawsze jest to jakiś początek.W wakacje będą dłuższe.