Czechy/Anglia/Holandia
3 lipiec 2007 - wtorek
W godzinach południowych tata otrzymał od firmy telefon z informacją o jutrzejszym załadunku na Czechach, także szybko się spakowałem, zjedliśmy obiad i ruszyliśmy w stronę Mińska Maz., tym razem zestaw stał na bazie. Przepakowaliśmy się do auta, na bazie jeszcze krótkie pogadanki z kierowcami i ruszyliśmy w drogę. Po przyjechaniu kilkudziesięciu kilometrów natknęliśmy się niestety na korek na DK 50. Jedni mówili, że to pielgrzymi korkóją drogę, drudzy, że był jakiś wypadek, a my nie tracąc czasu odbiliśmy na Warszawę i byliśmy zmuszeni jechać przez stolicę, na szczęście się nie korkowało. Wyjechaliśmy na krajowej "ósemce" i tak sobie jechaliśmy aż wylądowaliśmy na króciutkim odcinku autostrady A1. Droga mijała spokojnie, od czasu do czasu popadał deszcz. Czas pracy pozwolił nam dojechać do Częstochowy i tam robiliśmy krótką pauzę. Przyjedliśmy coś i trzeba było ruszać dalej. Dwupasmówką jechało całkiem dobrze, ale do ideału tej drodze jeszcze daleko. Na BP przed granicą zapełniliśmy baki paliwem. W Cieszynie byliśmy około północy, kolejki praktycznie nie było. Na granicy nabyliśmy Premid'a, oraz zrobiliśmy zakupy i ruszyliśmy dalej. Trzeba przyznać, że drogi u naszych południowych sąsiadów są sporo lepsze niż u nas. Czas pracy skończył Nam się ok. 1.30 w nocy, także zjechaliśmy na parking i poszliśmy spać.
4 lipiec 2007 - środa
Dzisiejszego dnia wstaliśmy ok. 11, zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy dalej w stronę miejsca załadunku. Po około godzinie jazdy niestety wjechaliśmy w korek spowodowany wypadkiem. Całe szczęście, że korek nie był zbyt długi, a wypadek niegroźny, także dosyć szybko się wszystko ruszyło i straciliśmy tylko jakieś 20-30 min. Dalsza droga przebiegała spokojnie. Na miejscu załadunku w Jazlovicach byliśmy ok. godziny 14, ale kazano nam czekać i w ostateczności staliśmy półtorej godziny na parkingu przed firmą. Ładowali nas dobrą godzinę, papiery od razu po załadunku było gotowe także mogliśmy ruszać dalej. Droga do granicy czesko-niemieckiej mijała dosyć szybko i około 19 byliśmy już u naszych zachodnich sąsiadów. Jazdy zostało nam jakieś 2h także spokojnie wlecieliśmy na A14 i na tej właśnie autostradzie robiliśmy "dziewiątkę". W tych godzinach znalezienie wolnego miejsca na parkingu graniczyło z cudem, ale się udało (co prawda nie do końca przepisowo, ale innego wyjścia nie było), zjedliśmy kolację i poszliśmy spać.
5 lipiec 2007 - czwartek
Dziś pobudka przed 6, wypiliśmy po kawie i herbacie i ruszyliśmy. Droga aż do samego Magdeburga była czyściutka, więc jechało się spokojnie. Na A2 także bez większych problemów, jedynie lekko się korkowało w miejscach gdzie były remonty, ale poza tym było spokojnie. Krótka pauza wypadła nam na A2, zjedliśmy śniadanie, po czym ruszyliśmy dalej. W pewnym momencie zaczął lać porządny deszcz, którego konsekwencją był kolejny wypadek, ale na szczęście korka nie było (przynajmniej jak my przejeżdżaliśmy) ponieważ sprawca zdołał zjechać na pas awaryjny. Na granicy niemiecko-holenderskiej byliśmy ok. 13.30. Dzisiejszego dnia lecieliśmy na 10 godzin, także przy okazji zrobiliśmy drugą krótką pauzę. Tata poszedł wykupić autobanę, przejedliśmy coś i pora była ruszać dalej. Po mniej więcej po dwóch godzinach byliśmy już w Belgii, tak się złożyło, że w tym kraju minęliśmy się z R-ką z firmy. Czasu nam spokojnie starczyło, aby podciągnąć pod granicę belgijsko-francuską. Długą pauzę kręciliśmy na stacji Texaco.
6 lipiec 2007 - piątek
Ruszamy o 4.30 nad ranem, do Dunkerque mamy jakiejś 40 min. jazdy także spokojnie zdążamy na prom na godzinę 6. W kolejce po bilet dużo aut przed nami nie stało więc szybko wszystko szło i po kilkunastu minutach byliśmy na parkingu i oczekiwaliśmy na wjazd na prom. Było kilkuminutowe opóźnienie spowodowane dość silnym wiatrem i dopiero ok. 6.30 wypłynęliśmy z portu. Po dwóch godzinach podróżowania promem byliśmy już w Dover i goniliśmy na rozładunek do Birmingham. Ruch był dosyć spory, ale na szczęście obyło się bez korków. Zbrakłoby nam kilkudziesięciu minut na dojechanie, tak więc zrobiliśmy krótką pauzę na M5. Na miejscu byliśmy o 13, ale kazano nam czekać przed firmą do godziny 16. Zjedliśmy obiad, obejrzeliśmy jakiś film i jakoś ten czas zleciał. Zgodnie z planem, na firmę wjechaliśmy o 16, ale kazano nam zjechać na firmowy parking i czekać. Dopiero o 19 zaczęli nas rozładowywać. W międzyczasie przyszła wiadomość z firmy o powrotnym załadunku w Holandii, który ma odbyć się w poniedziałek. Skończyli rozładowywać dopiero po półtorej godziny, zjechaliśmy na parking, zjedliśmy kolację, obejrzeliśmy kolejny film i poszliśmy spać.
7 lipiec 2007 - sobota
Pobudka przed 7, jak zwykle z rana kawa, herbata i dalej w drogę. Po drodze nie obyło się bez śniadania. Tym razem udało nam się dolecieć przez 4,5h do Dover, ruch nie był tak intensywny jak w poprzednią stronę, także wszystko poszło po naszej myśli i zdążyliśmy na prom na godzinę 13. Pogoda była ładna i tym razem opóźnień nie było. Niestety dziś na promie niemożna było kupić winiety na Benelux, więc byliśmy zmuszeniu zakupić takową przed granicą francusko-belgijską. Z promu zjechaliśmy kilka minut po 15, niedaleko portu zrobiliśmy zakupy i ruszyliśmy dalej. Przed granicą nabyliśmy jeszcze wspomnianą wcześniej winietę. Nie było potrzeby się spieszyć, bo jak już wspomniałem, załadunek jest dopiero w poniedziałek. Długą pauzę robiliśmy za Gent na TOTAL'u. Na parkingu aż się roiło od Polaków, jakieś 3/4 zestawów było na polskich blachach, także towarzystwo było. Zjedliśmy obiado-kolację, obejrzeliśmy sobie film, pogadaliśmy jeszcze z kierowcami i pora była na spanie, bo rano trzeba wstawać, aby jak najwcześniej dolecieć na miejsce i wykręcić "dobówkę".
8 lipiec 2007 - niedziela
Dzisiejszego dnia ruszamy o 5 nad ranem, niektórzy na parkingu tak pobalowali, że zapomnieli po sobie posprzątać i pozostawiali wszystkie swoje rzeczy (stoliki, krzesełka, butelki, itp.) na zewnątrz. Ruch na autostradach był mały także spokojnie się jechało. Przed granicą belgijsko-holenderską dotankowaliśmy trochę paliwa. Na miejscu w Barendrecht byliśmy ok. 7.30, ale i tak musieliśmy czekać do poniedziałku na załadunek. Tak jak już wcześniej napisałem, w tym miejscu kręciliśmy "dobówkę". Podjechaliśmy pod firmę i się zdrzemnęliśmy na kilka godzin. Wstaliśmy koło południa, zjedliśmy śniadanie i obejrzeliśmy kilka filmów, aż nadszedł czas na obiad. Koło wieczora podjechał Polak, który następnego dnia ładował się w firmie naprzeciwko, także resztę dnia spędziliśmy przy rozmawianiu z rodakiem z gór. Późnym wieczorem zjedliśmy kolację i poszliśmy spać.
9 lipiec 2007 - poniedziałek
Wstaliśmy rano, zjedliśmy śniadanie i tata poszedł zanieść papiery do biura. Niestety kazano nam czekać do 17. Koło południa znów przyjechał ten sam Polak co wczoraj, miał załadowaną część chłodni i czekał na informacje z firmy gdzie ma załadować resztę. Zdążyliśmy obejrzeć film i akurat on musiał już jechać. My zjedliśmy obiad, trochę porozmawialiśmy sobie i czas jakoś zleciał. Około 17 przyszedł do nas gość z firmy i powiedział, że można już podjeżdżać pod rampę. Dosyć szybko nas załadowali i o 17.30 mogliśmy już ruszać dalej. Na granicy holendersko-niemieckiej odprawiliśmy papiery, zjedliśmy kolację i ruszyliśmy dalej. Kolejną pauzę robiliśmy już w Niemczech na A2, krótka drzemka i dalej w drogę. Na Świecku byliśmy bardzo rano, było jeszcze ciemno, kolejki nie było także wszystko ładnie i szybko szło. Zostało nam ok. 20 min. jazdy, spokojnie starczyło na dojechanie do Petrochemii w Boczowie i w tym miejscu kręciliśmy pauzę.
10 lipiec 2007 - wtorek
Dzisiejszego dnia ruszamy dopiero o 12. Droga mijała spokojnie. Po naszej stronie ciężarówka wpakowała się do rowu, ale nie utrudniało to w dalszym kontynuowaniu jazdy, ale za chwilę chłopaki na radiu zaczęli krzyczeć, że przed Mostkami był kolejny wypadek i korek jest w obie strony, nasz kolega zza wschodniej granicy wpakował się do rowu i ponoć w całym zdarzeniu uczestniczyły trzy ciężarówki. My się tam nie pakowaliśmy i pojechaliśmy objazdem odbijając na Wolsztyn (nawet sporo ciężarówek tym objazdem jechało, zarówno od jak i w stronę Nowego Tomyśla). Po drodze zjedliśmy obiad w restauracji na BP i zrobiliśmy pauzę. Wyjechaliśmy w Nowym Tomyślu na autostradzie. Od tej chwili na drodze nie było już żadnych niespodzianek. Jadąc A2 minęliśmy się z R-ką od Pajdy. Aby się wyrobić z czasem pracy musieliśmy jechać po raz kolejny przez Warszawę. W jednym miejscu była chyba lekka stłuczka i straciliśmy jakieś 10 min, ale poza tym było spokojnie. Na bazie byliśmy ok. 20.30, komputer wskazywał równe 4.30h jazdy. Dotankowaliśmy trochę paliwa, przy okazji zrobiliśmy także pauzę i pojechaliśmy zestawem do domu.